Dzisiejsze organizacje pozarządowe stały się raczej elementem “świata systemów” (że sprofanujemy pojęcia zaczerpnięte z Habermasa), niż elementem “świata życia”. Oznacza to, że zatraciły, lub zatracają, to co w nich najcenniejsze. Spontaniczność, oddolność, niezależność, samorządność… to wartości deklarowane, ale często niepraktykowane w wielu organizacjach. Czas na refleksję i powrót do źródeł. To, że jest to możliwe, a co więcej, że jest to skuteczne, dowodzi stara historia zakonów, które walcząc o swoją niezależność (i to zarówno od władzy świeckiej jak i duchownej) poprzez powrót do korzeni potrafiły przetrwać ciężkie czasu…
Poniżej fragment nowej publikacji, która rzuca nowe światło na tradycje dzisiejszych organizacji pozarządowych.
W teorii zrzeszeń wyraźnie mówi się o procesie instytucjonalizacji organizacji. Jak chce Sowa, jest to w zasadzie przechodzenie od typowego zrzeszenia, w którym dominują funkcje wewnętrzne, do związków instytucjonalnych pełniących w znaczącym stopniu funkcje zewnętrzne. Oznacza to, że „korzyści zewnętrzne (tzn. odnoszone przez środowisko zewnętrzne) płynące z działalności zrzeszenia poczynają przesłaniać korzyści wewnętrzne, czyli osiągane przez członków”.
Ponieważ zakony, tak jak średniowieczne cechy i gildie, były grupami multifunkcyjnymi, „obejmowały swoim oddziaływaniem całokształt spraw życiowych członków”, często traktuje się je inaczej niż „zrzeszenia nowoczesne [które] ograniczają się w swoim działaniu do zaspokajania wycinkowych potrzeb i interesów zrzeszonych jednostek”. Jednak procesy wewnętrzne zachodzą w nich podobne, a zobaczyć je można zapewne nawet wyraźniej.
Instytucjonalizacja, rozumiana jako przechodzenie od funkcji wewnętrznych do zewnętrznych, jest szczególnie widoczna w zakonach kontemplacyjnych, u mnichów. Późniejsze zakony są najczęściej zakonami czynnymi, apostolskimi. Warto więc skupić się w kontekście misji wewnętrznej na zakonach najstarszych, których główną misją nie była aktywność na zewnątrz. Działania gospodarcze, prowadzenie szkół, szpitali nie było właściwie sposobem na polepszanie świata, ale sposobem na uzyskanie doskonałości. Społeczne funkcje realizowane były „przy okazji”. „To benedyktyni, a za nimi cystersi, przeszczepili na teren polski ideę szpitala: był to dom opieki dla ubogich i starców, dla chorych, bezdomnych, pielgrzymów i sierot. Była to instytucja funkcjonująca w strukturach danego opactwa. Dopiero później, i w innych rodzinach zakonnych, konwent istniał dla szpitala, a nie szpital przy klasztorze”.
Jednak zakony wypełniały w różnych epokach róż- ne dodatkowe funkcje. Były to na przykład, co starałem się pokazywać, zarysowując bieg historii, funkcje ewangelizacyjne (które dziś, tak jak i działalność misyj- na, kojarzą nam się z wyjazdami do dalekich krajów, ale w swej istocie oznaczają po prostu formacyjną pracę z konkretnymi ludźmi), a także funkcje polityczne. Co do funkcji ewangelizacyjnych – były to i zadania misyjne (jak misje św. Wojciecha czy biskupa Christiana), i fundowanie, co wiązało się z prawem patronatu, kościołów budowanych we własnych dobrach. Kościół wykorzystywał początkowo w działaniach misyjnych benedyktynów, później cystersów, by w końcu na długi czas oprzeć się w tej kwestii na zakonach żebraczych. Przed rolą ewangelizacyjną wzbraniały się same klasztory kontemplacyjne (starające się wrócić do źródeł), ale z czasem był jej przeciwny i Kościół instytucjonalny, i kler świecki, który w zakonach widział konkurencję – prowadzenie para i wiązało się zazwyczaj z odpowiednią prebendą. Już w XIV wieku benedyktyni nie zajmowali się „duszpasterstwem. Nie sprzyjały temu prawa i zwyczaje kościelne. Synod, który arcybiskup Pełka zwołał do Sieradza (1233), zabraniał zakonnikom obejmowania parafii”.
Podobnie było z funkcjami politycznymi klasztorów. Początkowo traktowanie opactw jako obwarowanych siedzib władcy i wykorzystywanie opatów w ro- lach politycznych (doradców, posłów) przestawało być funkcjonalne. Obdarzanie godnością opata zaczęto zatem traktować jako sposób wynagradzania urzędników królewskich – i to właśnie była komenda.
Tendencja do traktowania zakonów kontemplacyjnych jako nieużytecznych osiągnęła apogeum w czasach oświecenia. Rosła presja, by pełniły one funkcje zewnętrzne, a prowadzenie szkół (jak np. w Staniątkach) czy szpitali decydowało czasem o być albo nie być danego klasztoru. Jednak – jak się wydaje – najstarsze zakony przetrwały nie dlatego, że się zinstytucjonalizowały (w znaczeniu używanym przez Sowę), a dla- tego, że ciągle potrzebne są miejsca dla ludzi, którzy szukają rozwoju raczej w sobie niż w świecie. Okazuje się, że takie organizacje są potrzebne i dziś. Nie zmienia to faktu, że dzisiejsze zakony mnisze muszą szukać zupełnie nowych źródeł finansowania, by przetrwać, by opiekować się czasami naprawdę ogromnymi przestrzeniami i by zabezpieczyć zabytki, które znajdują się na ich terenie…
Mamy więc w historii zakonów mniszych czas wychodzenia do ludzi i świata i czas powrotu do korzeni. Wydaje się, że wiąże się to z pewną charakterystyczną dynamiką zmian.
Więcej, czytaj:
Najstarsze zakony w Europie – rzecz o samorozwoju i przetrwaniu
Najstarsze zakony w Polsce – między tradycją a reformą