Gratulując 30-lecia samorządu, święta, które daje jeszcze nadzieję na przyszłość demokracji w Polsce, chciałbym zwrócić uwagę na reformę, która się nie do końca udała. Chodzi o tworzenie dla samorządu silnego partnera w postaci organizacji pozarządowych. Teza o tym, że w tej kwestii nie osiągneliśmy sukcesu wygłoszona w Gdańsku 4 czerwca przez prezydenta Wrocławia Jacek Sutryk jest dla mnie szczególnie ważna. Już w 1994 roku w piśmie Asocjacje, m.in. w tekście “partnerstwo czy uzależnienie” ostrzegałem przed zbytnim optymizmem co do jakości tej planowanej współpracy. Dziś jest już jasne – choć wielu jeszcze się do tego nie przyznaje – że nie był to dobry wybór. Mamy silne (choć dziś istnieje obawa, ze do czasu) samorządy i słabe organizacje.
Powodów tej niedokończonej transformacji społeczeństwa podziemnego w społeczeństwo obywatelskie jest pewnie wiele. Jedną z nich jest brak własności (np. nieruchomości) w organizacjach. Pamiętajmy, że własność społeczna, budowana przez społeczeństwo polskie setkami lat, została zniszczona wojną i upaństwowiona, a właściwie tylko związki wyznaniowe miały szanse odzyskać znaczną część swoich nieruchomości. A to oznacza, że własność społeczna buduje się od zera i to w warunkach bardzo niesprzyjających. Wiem, że są to argumenty, które nie przemawiają do wielu, w tym do wielu samorządowców. Dlatego chciałbym zaproponować im pewien eksperyment myślowy, do którego potrzebna jest odrobina wyobraźni.
Wyobraźcie sobie reformę samorządowa przed 30 laty. Tworzy się nowe formy samoorganizacji lokalnej, ale cały majątek pozostaje w ręku władzy centralnej, a samorząd dostaje go tylko w odpłatne użytkowanie. Nawet na preferencyjnych (ale bez przesady) zasadach. Jest jednak warunek samorząd nie może prowadzić w tych nieruchomościach żadnej działaności, która przynosiłaby mu dodatkowy przychód. Na zadania zlecone otrzymuje oczywiście dofinansowanie z budżetu państwa, ale musi dołożyć ze swoich pieniędzy. Ten mechanizm znany jest dzisiejszym samorządom aż za dobrze, wiec nie trzeba sobie tego wyobrażać, ale wyobraźnia potrzebna jest do tego, żeby wyobrazić sobie, że tak jest od samego początku i we wszystkich przypadkach. Trochę niewyobrażalne, prawda? No bo te dodatkowe środki musi zebrać w formie nieobowiązkowego opodatkowania od swoich mieszkańców lub z jakiś dotacji zewnętrznych. A przecież niechętna władza centralna zawsze mogłaby odebrać mu wynajmowane lokale, zlecić zadania gminy agencjom państwowym lub firmom komercyjnym.
Kto ma bujną wyobraźnię, kto powie jak – w takiej rzeczywistości – wyglądałaby lokalny samorząd dzisiaj? Może tak, jak dzisiejszy sektor pozarządowy?