Przeglądam program Kongresu Obywatelskich Ruchów Demokratycznych i widzę, że są w nim wyszczególnione i samorządy, i UE, i grupy lokalne, i obywatele… Wielkim nieobecnym są natomiast… organizacje pozarządowe. To ani znaczący partner, ani sposób samoobrony. Ruchy demokratyczne przyjmują co prawda formułę organizacji pozarządowych (stowarzyszeń czy fundacji), ale to tylko sposób na wejście do “obrotu prawnego”, a nie świadomy wybór takiej formy działania… Organizacje się nie liczą. Nie liczy się z nimi samorząd, ani rząd (ten i poprzednie), nie liczą się z nimi obywatele, nie liczą ruchy obywatelskie.
I bardzo możliwe, że mają rację. Dzisiejsze organizacje to, być może, w większości zjadające własny ogon instytucje. W każdym razie sprawiają wrażenie, że – w przeciwieństwie do samorządu i biznesu – raczej przejadają pieniądze, niż mogą się nimi dzielić. Bo co właściwie można od nich dostać? Nie mają kasy, siły, nie liczą się politycznie… Dodajmy, że w tym samym czasie, niejako równolegle, na Forum Ekonomicznym w Krynicy Jacek Michałowski prowadził panel „Siła Społeczeństwa Obywatelskiego – rzeczywistość czy mit?”. Ciekaw jestem wniosków!