“wiedza historyczna potrzebna społeczności regionalnej i lokalnej
nie musi być zawarta w opracowaniach stricte naukowych…”
Andrzej Tomczak “Historyczne badania regionalne i ich znaczenie” 1991
Tradycje społecznikowskie bazą działań lokalnych
Czy w dzisiejszych czasach można mówić jeszcze o tożsamości lokalnej, małych ojczyznach, o czymś, co starożytni określali jako „genius loci”? Czy może jedyną kwestą interesującą mieszkańców jest jakość usług, dostęp do internetu i ilość smogu w powietrzu? Oczywiście jedno nie wyklucza drugiego, choć czasem może stać w pewnej sprzeczności. Ponadto wielu z nas, jeśli nie wszyscy, czuje sentyment do miejsc z dzieciństwa, do opowieści naszych dziadków. Pytanie, czy takie indywidualne, osobiste małe ojczyzny przekładają się coś, co łączy nas z innymi mieszkańcami. Nie z rodziną, nie ze znajomymi, a z osobami zdawałoby się obcymi?
Jeszcze jakiś czas temu wydawało się, że pojęcie małych ojczyzn się przeterminowało. Brzmiało anachronicznie. Pamiętam, że to sformułowanie raziło już w 2006 roku. Dziś jednak nabiera nowego wymiaru. Głównie za sprawą historii. Oto dzięki m.in. genealogom odkrywającym historie rodzinne, grupom rekonstrukcyjnym, poszukiwaczom artefaktów (tzw. detektorystom) pojęcie regionalizmu nabrało nowego znaczenia. Dodatkowo próby odkrywania historii (czy to tradycje „żołnierzy wyklętych”, czy pamięć o kobietach walczących o prawa wyborcze), a także próby grania nią dla doraźnych korzyści politycznych, wpłynęły na powrót tematu tradycji do dyskursu publicznego.
Pytanie brzmi nie, czy tradycja lokalna jest jeszcze „sexi”, ale czy może się przydać organizacjom. A przecież tradycja lokalna to przede wszystkim historia budowania, a nie tylko wojen, zniszczenia i bohaterskich czynów. Bo historii lokalnej nie da się opowiedzieć bez lokalnych działaczy, lokalnych straży, kół gospodyń czy bractw kościelnych. Lokalnych spółdzielni, ale także lokalnych oddziałów Polskiej Macierzy Szkolnej, Sokoła, Polskiej Organizacji Wojskowej, Strzelca. I niech Was nie zmyli to, że były to oddziały większych organizacji, różniły się między sobą znacznie i każda historia jest trochę inna. W wielu miejscowościach mieliśmy też różnego rodzaju komitety (obywatelskie), rady (np. ludowe). Typy organizacji zależą od epoki, od regionu, od lokalnego potencjału. W każdym razie każda historia jest inna, i jak się zdaje, każda godna opowiedzenia. Pokazywałem to chociażby w materiale przygotowanym dla CEO.
Ale jak to się ma do współczesnej działalności dzisiejszych organizacji pozarządowych? Można na to spojrzeć z kilku perspektyw. Po pierwsze – tożsamości miejsca, o której mówiłem na początku. Organizacja żyje w środowisku lokalnym i nawet jeśli – z jakiegoś powodu – nie stara się o budowanie zaplecza w swoim najbliższym otoczeniu, to i tak musi się liczyć ze jego zdaniem. Odbudowując tradycje lokalne, można wpisać się w tę tożsamość. Po drugie, ponieważ organizacje często czerpać chcą z doświadczeń biznesu, warto zwrócić uwagę na to, co się czasem określa jako retro-innowacje, choćby w zarządzaniu marką. Odwołanie się do starych symboli, znaków graficznych, a więc do tradycji, ma swoje znaczenie marketingowe. Jednak poznanie tradycji działań społecznych może i powinno dostarczyć działaczom społecznym także inspiracji i motywacji. To właśnie w historii lokalnych organizacji – jeżeli się je pozna – można znaleźć wiele przykładów na to, jak udało się innym. Czasem nawet w bardzo trudnych warunkach. Wiele można się nauczyć, czerpać pomysły, znaleźć oparcie. To – szczególnie w trudnych czasach – bardzo wartościowy zasób.