Poniżej fragment tekstu, który ukazał się w 2012 roku, w 26 numerze kwartalnika Trzeci Sektor. Był to tekst wystąpienia “W poszukiwaniu pozarządowej utopii, czyli idealna wizja polskiego sektora obywatelskiego” wygłoszonego na konferencji w Polskiej Akademii Nauk.
(…) Tak więc wydaje się, że mamy dość jasno zarysowaną utopijną wizję społeczeństwa obywatelskiego. Oparte na aktywności i samorzadności, budowane od dołu na zasadach radykalnie demokratycznych społeczeństwo, w którym podstawowymi wartościami jest wolność, godność ludzka i dobro wspólne. Jednym słowem banał. Coś co znajdziemy w wielu manifestach, deklaracjach, dokumentach. Coś co jest przygotowywanym przez róznorodne ciała programami, które nie dają się wprowadzić w życie. Bowiem nie widzimy przepaści pomiędzy tym co mówimy, a tym jak myślimy i jak działamy. Dlatego ta wizja jest utopijna, ale czy nierealna? Wydaje się, że są potrzebna jest “tylko” radykalna zmiana myślenia i działania. Konieczny jest ruch społeczny, który dokona tej przemiany. Potrzebujemy więc “społeczeństwa obywatelskiego w stawaniu się”, takiej formuły, w której z jednej strony będziemy mieli społeczeństwo zaradne (potrafiące wziąć za siebie odpowiedzialność) i równocześnie społeczeństwo opiekuńcze (jako alternatywę do państwa opiekuńczego), które nie zostawi tych, którzy potrzebują pomocy samym sobie. Konieczne jest do tego:
Nowe myślenie w działaniu
O tym co w mysleniu nam przeszkadza właściwie wszystko napisałem. Jesteśmy w sytuacji osoby która próbuje pogodzić dwa zupełnie sprzeczne poglądy. Nie chcemy zrezygnować z naszego stylu życia, a jednocześnie wiemy, że taki styl życia przynosi nam zagładę. Co z tym zrobić, albo uciekać od złych myśli pocieszajac się, że przecież jakoś to będzie, i że po nas chocby potop, albo próbujemy uspokoić nasze sumienie robiąc mniej lub bardziej spektakularne działania, które w istocie całego procesu nie zatrzymują i przypominaja raczej listek figowy niż remedium na problemy. Oznacza to jednak, że wiele osób powinno nagle zacząć działać wbrew swoim interesom. Uznać, że dobro wspólne jest ważniejsze od indywidualnego. Poświecić się dla innych. Przecież to nie do wyobrażenia.
Ja potrafię sobie to wyobrazić. Wielokrotnie w historii ludzie pokazywali, że są skłonni do poświęceń dla wyznawanych wartości. Mnie najbliższe są przykłady ruchu egzekucyjnego w Polsce w XVI wieku (gdzie część szlachty dla dobra wspólnego oddawała posiadane przez siebie królewszczyzny) czy fenomen narodnictwa i jego wędrówki w lud w Rosji lat 70-tych XIX wieku. Tysiące młodych ludzi wykształconych i cżęsto z bogatych domów uznało za swój obowiązek uświadomienia chłopstwa i robotników. Dlaczego? Bo ich zdaniem wykształcenie i dobrobyt uzyskali w dużym stopniu poprzez wyzysk klas pracujacych. I poszli narażając się na represje. A czym innym był ruch, którego wzorcami literackimi są Judym czy Siłaczka. Wbrew temu co się dziś w sektorze pozarządowym mówi, jak nigdy potrzebujemy nowych Judymów i Siłaczek, którzy swoim życiem zaświadczą o wadze głoszonych idei. Bo tylko osoby, które dają świadectwo swoich przekonań potrafią zachęcić innych do rzeczywistych wyrzeczeń i poświęceń.
Nastawienie na zmianę
wbrew deklaracjom wiele działań organizacji pozarządowych nie prowadzi do tego, do czego organizacje powstały, czyli „po to, by wywoływać zmiany w jednostce i w społeczeństwie” (Drucker). Coraz częściej wydaje się, że organizacje staja się obrońcami status quo. Obserwując działalność wielu organizacji ma się wrażenie, że dla nich cel jest niczym liczy się działanie. Nie byłoby to niebezpieczne, w końcu zabawa sama dla siebie ma wiele wartości, gdyby nie podszywanie się pod działania społeczne poprzez górnolotne hasła, tworzenie ideologii. Wiele ze współczesnych działań społecznych ma wartość reklam, gdzie w formie trzeba się odwoływać do szokujących sformułowań czy skojarzeń, choć za tym kryje się niezależna od przekazu banalna treść. Animuje się, partycypuje, monitoruje, promuje, a w efekcie udaje się, że jakieś cele się osiąga. Nie jest źle jeżeli ktoś próbuje i mu się nie udaje, źle jest gdy ktoś udaje, że próbuje. A sam w to w istocie nie wierzy. Bierze na działalność środki publiczne ale sam na taki cel nie dałby ani grosza. Gdyby działalność naszych organizacji przynosiła efekty to patrząc na ilość wydanych środków pomocowych chociażby na partnerstwo z samorządem (od środków PHARE’owskich poczynając, przez dotacje amerykańskie i środki unijne) to powinniśmy mieć dawno idealne partnerstwo, a jak jest każdy widzi.
Tak jak musimy zmienić swoje nastawienie do rzeczywistości tak samo musimy zmienić nasze organizacje. One mają być wzorem dla tworzącej się wizji idealnego społeczeństwa obywatelskiego, a kto nie stara się być wzorcem to nie tylko nie przyczynia się do zmiany, ale szkodzi ideałowi.
Uwspólnienie metod i celów
Wydaje się, że jedną z podstawowych cech działania organizacji pozarządowych i ogólnie instytucji czy inicjatyw społeczeństwa obywatelskiego jest ich etyczność (odwołanie do wartości). Oznaczać to oczywiście powinno coś więcej niż tylko deklaracje ideowe. Po pierwsze znaczy to wspomniane wyżej wiarę w te wartości i działania na rzecz ich realizacji. Oznacza to jednak również, że formy działania są nieodłącznie związane z celami. Wynika to nie tylko z tego, że tak być powinno (uciekanie się do nieetycznych działań w imię wartości nie jest czymś co należy pochwalać), ale także, że sama samoorganizacja i aktywne uczestnictwo nie jest neutralne z punktu widzenia innych aktorów publicznych. Forma określa równocześnie cele. Zasadne wydaje się bowiem założenie, że organizacje, o ile nie są w istocie podszywającymi się pod niezależne formy organizacyjne przedłużeniem administracyjnych jednostek, czy biznesowych interesów zawierają w sobie element spontaniczności i pozasystemowości (nieinstytucjonalność). Są zaczątkami “tu i teraz” tego idealnego społeczeństwa. Nie można niedemokratycznie walczyć o demokracje, niepartycypacyjnie domagać się partycypacji, nielegalnie (poza obywatelskim nieposłuszeństwem, które w istocie jak podkreślali i Gandhi i King, jest formą szacunku dla prawa, które powinno być sprawiedliwe) walczyć o praworządność.
Podsumowując trzeba powiedzieć, że wizja idealnego społeczeństwa obywatelskiego jest całkiem dobrze opisana (odwołania do myślicieli i działaczy w tym tekście nie są przypadkowe). Co wiecej, co do większości z nich panuje w zasadzie zgoda, że są to dobre rozwiązania. Brakuje jednak wiary, że to możliwe i determinacji (a więc rzeczywistego poświecenia) na rzecz ich wprowadzenia. Jednak prawda jest oczywista – powtarzali ją zarówno ateiści jak i wyznawcy różnych religii w różnych czasach i krajach. Zmiany trzeba zacząć od siebie. Podkreślał to też Abramowski, którego wizja Rzeczypospolitej Przyjaciół była jakby pierwowzorem Rzeczypospolitej Samorządnej. Musimy się zmienić jako osoby, musimy zmienić nasze organizacje i tym samym cały sektor. Wtedy sektor stanie się głównym czynnikiem zmiany i pozwoli zbliżyć się do naszej wizji. Utopii realizowanej.