Dzisiejsze organizacje pozarządowe stały się raczej elementem “świata systemów” (że sprofanujemy pojęcia zaczerpnięte z Habermasa), niż elementem “świata życia”. Oznacza to, że zatraciły, lub zatracają, to co w nich najcenniejsze. Spontaniczność, oddolność, niezależność, samorządność… to wartości deklarowane, ale często niepraktykowane w wielu organizacjach. Czas na refleksję i powrót do źródeł. To, że jest to możliwe, a co więcej, że jest to skuteczne, dowodzi stara historia zakonów, które walcząc o swoją niezależność (i to zarówno od władzy świeckiej jak i duchownej) poprzez powrót do korzeni potrafiły przetrwać ciężkie czasu…
Poniżej fragment nowej publikacji (całość Najstarsze zakony w Polsce – między tradycją a reformą), która rzuca nowe światło na tradycje dzisiejszych organizacji pozarządowych.
Zupełnie oczywiste wydają się w organizacjach, także społecznych, pewne procesy biurokratyzowania się i oligarchizacji. Systematycznie podejmowane działania rutynizują się, tracą swój pierwotny charakter. Litera przesłania ducha. Demokracja zaczyna coraz bardziej mieć formalne jedynie znaczenie. Strach przed formalizacją (zauroczenie ruchami nieformalnymi) jest dość zrozumiałą reakcją na słabości współczesnych sformalizowanych instytucji. Przypomnijmy, w europejskiej historii zakonów widać wyraźnie rolę oddolnych, początkowo słabo sformalizowanych inicjatyw – eremitów, ruchów ubogich, prób reformacyjnych, oddolnych ruchów kontrreformacyjnych, inicjatyw świeckich… To była m.in. odpowiedź na zbytnie sformalizowanie się dotychczasowych form samoorganizacji. Jej efektem było powstawanie nowych typów zakonów, ale i… reforma starych. Na terenach dzisiejszej Polski mieliśmy do czynienia z przypadkami spontanicznych inicjatyw eremickich, np. Świerad (+ok. 1034), Just (+ok. 1009), ale chociażby z powodów klimatycznych nie stanowiły one znaczącego ruchu. Dopiero w miastach grupy beginek mogły stanowić taką formę oddolnej inicjatywy, choć były one raczej zapleczem zakonów żebraczych i ewentualnie… inicjatyw kacerskich, i tylko w wyjątkowych wypadkach, jak np. u wspomnianych gdańskich brygidek, stały się zaczątkiem tworzących się klasztorów. Na reformy zakonów mniszych możemy więc patrzeć jako na efekt wewnętrznych procesów lub w kontekście pojawiania się nowych na tym terenie zakonów (na początku np. cystersów, w późniejszych wiekach kartuzów, kamedułów, paulinów), często o znacząco zaostrzonej regule.
Sformalizowanie jawi się przede wszystkim jako wewnętrzny porządek (ordo). Reguła, statuty to opoka (konstytucja) wewnętrznej stabilności. Ma zapewnić równowagę – określa strukturę organizacyjną, kompetencje władzy i sposób jej wyboru, obowiązki i prawa. Demokracja, a więc wolne wybory, współdecydowanie konwentu, reprezentacja poszczególnych opactw na kapitule generalnej – to gwarantowała sformalizowana struktura. Nie bez nacisków z zewnątrz, nie bez wewnętrznych niedociągnięć (czasem nawet patologii), była to jednak demokracja, która niewątpliwie zapewniała podstawy samorządności. A przy tym sformalizowanie dawało też profity w relacjach z otoczeniem. To dzięki sformalizowanej strukturze pojedyncze opactwa, poszczególne kongregacje czy całe zakony uzyskiwały przywileje, a wiec i prawa, a tym samym mogły walczyć o niezależność – raz od biskupa, raz od władzy świeckiej, innym razem od wpływów Rzymu, a czasem nawet od własnej struktury zakonnej. Zwracałem już uwagę na różnice w ocenie niezależności od władzy biskupiej między opactwami męskimi i żeńskimi. Warto zauważyć też tendencje widoczne wśród niektórych prepozytur, które próbowały się usamodzielnić (np. próba usamodzielnienia się Jeżowa od Lubinia w wieku XV czy krakowskiej filii benedyktynek od opactwa staniątkowskiego w wieku XVII). To walka o samodzielność, formalne wyodrębnienie się.
Jako przykład niezależności klasztorów zazwyczaj podaje się klaryski sądeckie, z których samodzielnością nie wygrał nawet Jagiełło z całą mocą swego królewskiego autorytetu. Ale przecież równie dobrym przykładem są upór i konsekwencja w działaniu mnichów broniących się przed komendą, gdy wbrew woli kolejnych królów wciąż próbują wybierać własnego opata. Sądzą się też braciszkowie i siostrzyczki na potęgę (także z innymi opactwami). Bronią swoich praw do własności, przywilejów. Warto tu zacytować fragment Encyklopedii Kościelnej z 1874 roku, która opisuje działania lobbingowe, bo jak inaczej w dzisiejszej nomenklaturze nazwać taką aktywność: „Gdy na sejmach rozstrzygano wiele spraw dotyczących zakonów, słusznie lękając się o siebie cystersi, zobowiązują Hieronima Turno, opata przemęckiego (…) aby koniecznie osobiście na przyszłym sejmie znajdował się i bronił zakonu, zwłaszcza klasztoru ołobockiego (…); wydatki na utrzymanie podejmują się wrócić. Na następnej kapitule, także w Sulejowie r. 1756 odbytej (…) opatom swym polecają bywać na sejmikach i jednać zakonowi przychylność możnych panów. (…) kapituła postanowiła, aby jeden opat kolejno zawsze mieszkał w Warszawie od sejmu do sejmu, na co zakon opatrzy mu fundusz. Ponieważ zaś potrzebować będzie notarjusza, kogo więc wezwie, ten wymawiać się nie powinien. Najprzód pojedzie opat sulejowski, któremu zalecono, że gdyby na sejmie wymagano kontrybucji od zakonu, tę umiarkowanie naznaczoną na cały zakon, nie zaś na pojedyncze klasztory, przyjąć może”
Tak więc formalizacja ma dwa wymiary – wewnętrzny i zewnętrzny. Z jednej strony to proces samoorganizacji, z drugiej – dostosowywania się do warunków zewnętrznych. Jak wspominałem, rozwijające się od pierwotnych, spontanicznych form samoorganizacji zakony wraz ze wzrostem swego znaczenia musiały przybierać formy narzucane przez prawo. I to zarówno prawo kościelne, jak i państwowe. By zwiększyć swoją skuteczność w obronie niezależności, opactwa pozbywały się części uprawnień na rzecz kongregacji i zakonów. Charakterystyczne są słowa opisujące dzisiejsze podejście Kościoła do zakonów. „Jeżeli – jak zauważył Sobór – życie zakonne jest rzeczywiście »cudownie i bujnie rozkrzewionym drzewem o wielu gałęziach« (…), to nigdy w historii nie włożono tyle miłości, pomysłów i trudów w ożywienie i uszlachetnienie tego drzewa; nigdy nie było tyle fachowego »przycinania, okopywania i obkładania jak najlepszym nawozem«; nigdy nie było tyle starania, aby korzenie tego drzewa tkwiły głęboko w Ewangelii i nigdy też z taką tęsknotą nie czekano na bogactwo owoców i obfitość plonów”.
Pójdźmy dalej za tym porównaniem życia zakonnego do drzewa – rosło ono przez wiele wieków dziko, podlegając zabiegom kolejnych soborów czy ustaw państwowych. Jeśli mówimy dziś o przycinaniu i nawożeniu, to dla jednych będzie to znak postępu, dla innych – zbędnej ingerencji. Jedni wolą idealnie przystrzyżony ogród francuski, inni dziki ogród typu angielskiego. Trudno odgórnie ustalić, co lepsze. Jedno jest pewne, zaletą życia zakonnego jest jego różnorodność. Są zakony bardzo scentralizowane i takie o luźnej strukturze. Docenił to nawet sobór watykański II, mimo że wiele zrobił dla ujednolicenia życia zakonnego. Cóż, dziś ekolodzy twierdzą, że nawet w najstaranniej zaprojektowanym ogrodzie trzeba zostawić miejsce z dziką roślinnością, „chwastami”, jako ostoją dla pożytecznych owadów…
Czego więc można nauczyć się z historii zakonów? Każdy pewnie wyciągnie dla siebie jakieś wnioski. Zwolennik ogrodu francuskiego inne niż fan angielskiego. Dla mnie ważna jest przede wszystkim konstatacja, że perspektywa życia organizacji, o ile nie traktuje się jej jak zabawki na jeden sezon, to raczej lata czy dziesiątki lat, a nie miesiące. To w tej perspektywie widać prawdziwą skuteczność. To biznes, i to często nie ten najlepszy, chce zainwestować i szybko uzyskać zyski z inwestycji. W działalności społecznej kumulacja własności społecznej, która jest warunkiem niezależności, trwa latami. A niezależność ta nie jest dana raz na zawsze. Trzeba ją wciąż budować, praktykując wewnętrzną demokrację, i bronić jej przed zakusami świata zewnętrznego, który przepisami prawa, oczekiwaniami władzy i opinii publicznej, celowymi darowiznami próbuje tę niezależność ograniczyć. Wykorzystać organizację do własnych celów, a nie celu, dla którego powstała. Tej niezależności trzeba i można bronić. I to dla mnie główna nauka z historii najstarszych zakonów.
Więcej, czytaj:
Najstarsze zakony w Europie – rzecz o samorozwoju i przetrwaniu