Wysłałem – zgodnie z naszymi ustaleniami podjętymi u Zosi ponad rok temu – trzy listy indywidualne. Myślałem, że chociaż w kwestii szybkości komunikacji nastąpiły od XIX wieku jakieś znaczące zmiany. A tu nic. Zaglądam do skrzynki – jak w 1974 i 1984 – i nadal nic. Brak odpowiedzi. Co mnie przekonuje do trawestacji powiedzenia, bodaj Lampedusa, że wszystko musiało się zmienić, by wszystko pozostało tak jak było… Dla mnie, który szukam inspiracji w historii, jest to teza podstawowa.
Ale ponieważ na razie odpowiedzi na indywidualne listy nie ma, może czas odwołać się do kolejnej trawestacji, tym razem pojęcia “Respublica literaria” i spróbować formy listu zbiorowego. Może ktoś przeczyta, może ktoś odpowie…
Wczoraj byłem – na zaproszenie jednego z członków naszego Stowarzyszenia – na spotkaniu. Spotkanie dotyczyło planów powołania nowej organizacji. Jednak nie ta organizacja jest tematem listu, a pewien fakt, a właściwie pojęcie, które odmieniano tam przez wszystkie przypadki. Chodzi o członkostwo.
Czy stowarzyszenie to najlepsza forma członkostwa?
W dyskusji padło sformułowanie – moim zdaniem chyba niedostatecznie w trakcie spotkania uzasadnione – że stowarzyszenia w kwestii członkostwa mają swoje słabe strony, że trzeba szukać innych form organizacyjnych. Zgadza się to trochę z moimi intuicjami – chyba nawet wypowiadanymi w naszym gronie (tu nie jestem pewien, stąd idea listu) – że stowarzyszenia w obecnym kształcie nadanym Ustawą Prawo o stowarzyszeniach nie wypełniają w stopniu wystarczającym wolności do koalicji (może czas wrócić do naszej dyskusji na temat, czym jest prawo/wolność do zrzeszania się dziś?). Dla mnie to było odkrywcze. Do tej pory myślałem, że jedyną formą szukania nowej formy członkostwa jest uproszczenie ustawy. A tu taka prosta recepta – może czas aby coś zmienić by wszystko zostało po staremu. Ale właśnie – czy po staremu?
Dwa rodzaje partycypacji
Obserwując dzisiejsze formy partycypacji, można bez trudu zobaczyć, jak łatwo oddajemy pole „zorganizowania się” na rzecz nieokreślonej partycypacji. Wielokrotnie próbowałem powiedzieć, że działalność w organizacjach pozarządowych, a szczególnie tych organizowanych w formie zrzeszeniowej, jest wyższą formą partycypacji (kto nie wierzy, niech porówna prowadzenie grupy konsultacyjnej z prowadzeniem walnego zebrania pełnej życia organizacji). Łatwo przechodzimy od koncepcji „współdecydentów” do „biorących udział” w konsultacjach. Dyskusja między shareholders a stakeholders (choćby w idei ekonomii społecznej) jest kluczowa. Łatwo oddajemy swoje uprawnienia na rzecz doraźnej skuteczności. Czy to w dłuższej perspektywie czasowej się opłaci…
Strach przed demokracją
Moim zdaniem, dochodzimy tu do tego, co jest w tej chwili osią sporu, a dla wielu – szczególnie po stronie wolnościowej (wiem, że druga strona też się stara tak nazywać, ale nie dajmy narzucić sobie fałszywej terminologii) – jest kwestią bezdyskusyjną. Czy jesteśmy demokratami, czy uważamy demokrację za wartość? Niejeden z nas oburzy się na te pytania. Ja nie jestem demokratą? Ale już chętniej założy fundację niż stowarzyszenie, a walne zebranie będzie traktować jako zbędną formalność, utrudnienie, a nie „głos ludu” itd. Chętnie deklarujemy demokratyczność, ale już nie bardzo wierzymy w demokrację. „Interesariusze” są dla skuteczności działań wygodniejsi (bezpieczniejsi?) niż „współdecydenci”…
Argumenty przeciw
Jednym z podstawowych argumentów (najważniejszym w dzisiejszym świecie, który za wartość uważa skuteczność) jest to, że ludzie w większości nie chcą się angażować. O naszej hipokryzji świadczy fakt, że kiedy mówimy o życiu publicznym, uważamy to za coś złego, gdy mówimy o naszych działaniach – traktujemy to jako „wybór” społeczeństwa – wolą nie być członkami, ich wybór. Ale oczywiście pozostaje pytanie, czy jeśli większość nie chce, to demokrację trzeba odłożyć do lamusa? Czy członkostwo ma być coraz częściej formą „karty lojalnościowej” w hipermarkecie, a nie braniem współodpowiedzialności za przyszłość organizacji?
Pytanie do Was
Do wszystkich członków Stowarzyszenia Dialog Społeczny, a szczególnie – ale nie wyłącznie – do tych, którzy zajmują się partycypacją. Piotr D. Ania C. Krzysztof… czym jest dla Was członkostwo (w ogóle i w SDS), czy „ownership” to prawo (formalne) do współdecydowania, czy zgoda „na wykorzystanie danych osobowych i wizerunku” przez centralę? Dla mnie są to ważne pytania. Ciekawe, czy Was też to trapi?