Przeczytałam starannie, Piotrze, twój kolejny list i jeśli dobrze zrozumiałam, twoim zdaniem ogólna diagnoza sytuacji, opisanie ułomności dotychczasowego modelu opowiadania historii, który gubi to, co właściwie najważniejsze, to za mało, trzeba szczegółów i konkretnego pomysłu na działanie, jakiejś sensownej strategii wprowadzenia zmiany, koncentrowanie się na diagnozie bez wynikających z niej czynów krytykujesz wprost z pozycji moralnych, uważając to za przejaw obecnego „niepokojącego podejścia”. Rozumiem, że jako zdeklarowanego zadaniowca uwiera cię słaby związek tego, co zdiagnozowane, rozkminione, z tym, co realnie się dzieje i robi, a jako urodzony rewolucjonista stawiasz pytanie „czy da się walczyć z kulturową dominacją mężczyzn” po staremu, trzymając się dotychczasowych reguł i nawyków. Ale… Kontynuuj czytanie
Autor bloga: Dorota Matejczyk
Odpowiedź na list do żony…
Drogi Piotrze,
Nie poczułam się chyba wystarczająco sprowokowana, skoro nie tylko nie wystosowałam natychmiast gwałtownej repliki, ale w ogóle moje próby napisania odpowiedzi na twój list jakoś ugrzęzły w rozlicznych – mniejszych i większych – trudnościach, tak że ostatecznie zachowałam się niegodnie, nie odpowiadając ci w ogóle. Mam nadzieję, że ty nadziei do końca nie straciłeś, bo oto jednak odpowiadam. Kontynuuj czytanie
Po prostu równość
AntyUniwersytet – opis kursu „Feminizm – podstawy”
Feminizm – temat inny niż inne?
Więc tak, decyzja o wyszukaniu i zebraniu tekstów, które stanowiłyby wprowadzenie do feminizmu, została wprowadzona w czyn. Wydawało mi się, że taki kurs z jednej strony dobrze się będzie wpisywał w problematykę poruszaną dotychczas w kursach antyuniwersyteckich – dotykając zarówno historii ludzkich działań społecznych, jak i spraw, które są dla nas ważne dzisiaj, z drugiej – ma szansę wypełnić pewną istotną lukę w opowieści o próbach urządzenia lepszego, sprawiedliwszego świata, jaką dotychczasowe kursy budują. AntyUniwersytet wydał mi się też szczególnie dobrą formą podjęcia tego tematu. Tym, co mnie najbardziej od początku pociągało w idei AU, jest możliwość podejścia do wspólnie zdobywanej wiedzy w sposób osobisty. Dzięki czemu nie tylko przyglądamy się pewnym procesom społecznym, ruchom, zmianom, a także ludziom, którzy te zmiany postulują czy o nie walczą, ale też mamy szansę, czy wręcz stajemy przed koniecznością, zadania pewnych istotnych pytań sobie samym (i sobie nawzajem). Kontynuuj czytanie
Siła kobiet
27 listopada miało miejsce wydarzenie „Siła kobiet. Idziemy po nasze prawa”, na które złożyły się marsz spod pomnika Józefa Piłsudskiego koło Belwederu pod Sejm oraz – już na miejscu, pod budynkiem Sejmu – kiermasz działań na rzecz kobiet, na którym swoje stanowiska otworzyły różne organizacje i inicjatywy prokobiece. Wydarzenie zorganizowała grupa Ściana Furii w trzecim dniu międzynarodowej kampanii 16 dni przeciwko przemocy ze względu na płeć i w 98 rocznicę zdobycia przez kobiety polskie pełni praw wyborczych. Kontynuuj czytanie
Konfitury à la Proust
Wypisuję naklejki na konfitury z wiśni, żeby było wiadomo, co jest w słoiku i jak długo stoi na półce. Najmłodsze Dziecko przygląda się krytycznie moim bazgrołom i mówi: mamo, przecież tego nikt nie przeczyta. A co z tego – odpowiadam, grunt, że ja przeczytam i… dopada mnie refleksja, że właściwie nie wiadomo, kto kogo przeżyje – ja konfitury czy konfitury mnie (bo robię je naprawdę bardzo porządnie)… Kontynuuj czytanie
Polska walcząca o Polskę Walczącą, czyli recykling znaków narodowych
Poruszanie się człowieka w rzeczywistości – i tej obecnej, i tej, która już minęła, ale na obecną wywiera wpływ nie do przecenienia – nie jest łatwe. Przydałaby się dobra mapa. A wraz z nią odpowiednie znaki (powiedzmy, drogowe), które pokażą, gdzie lewo, gdzie prawo, gdzie kończy się nasza gmina, a zaczyna gmina, która naszej ma za złe, więc się tam lepiej po zmroku nie zapuszczać, gdzie jeszcze miasto, a gdzie już ostatnia wiocha, gdzie można zawrócić, a gdzie w ogóle jechać dalej się nie da. Znaki są ważne. Dlatego też bitwa o znaki toczy się na całego. Te zakazu, nakazu, a także ostrzegawcze (chociaż transparenty anty CETA nieśli ramię w ramię protestujący z prawa i lewa – ewenement w naszym pięknym kraju), zwłaszcza jednak informacyjne, te, które informują o naszej przynależności, pokazują, że do czegoś (zazwyczaj dla nas ważnego) się odwołujemy, z czegoś się wywodzimy. Kontynuuj czytanie
Zaimek niezdzierżawczy, czyli zaimek załamek
Wokół buzuje czarny protest, gdyby nawet ktoś wymyślił sposób na zmierzenie temperatury wkurzenia społecznego, zapewne przyrząd do mierzenia rozniosłoby w drzazgi, tymczasem ja postanowiłam – między demonstracjami, dla obniżenia ciśnienia – ustosunkować się do pewnego zjawiska językowego, którego przybieranie na sile obserwowałam od dawna – najpierw z niedowierzaniem, następnie ze zgrzytaniem zębami, a teraz już tylko z pełną melancholii rezygnacją. Kontynuuj czytanie
Kolory polskie
Z worka świętej zmiany wypadł kolejny prezent dla narodu. Mniejsza o to, kto go do tego worka wsadził, kto popchnął w stronę choinki, mniejsza nawet i o to, że jak mówią niektórzy, miał on tylko przysłonić inny – niemały – prezent (umowę CETA), którego rozpakowanie ma być dla narodu prawdziwą niespodzianką, ważne, że święta tuż tuż. Po raz kolejny, mimo frustrującego przekonania, że mój głos nic nie znaczy, z poczucia obowiązku poszłam zatem pod sejm, by zastosować jedyne narzędzie protestu, jakie mam, to znaczy swoją własną osobę. Kontynuuj czytanie
Złota polska jesień, czyli o edukacji obrazkowej
No i mamy wrzesień. Księgarnie, sklepy papiernicze i odzieżowe tradycyjnie zachęcają do zakupów pamiętającymi PRL hasłami – jak nie „Witaj, szkoło”, to „Szkoło, hej!”. Nie wiem, jak innym, ale mnie mróz chodzi po kościach… Jeśli chodzi o wzornictwo, króluje oczywiście amerykańska, czy amerykańsko-japońska, popkultura, która zawładnęła do tego stopnia wyobraźnią naszych dzieci (a w każdym razie producentów), że tornistry, przybory szkolne, koszulki i bluzy nieprzyozdobione jej wytworami wydają się jakby niekompletne. Od tylu lat wygląda to tak samo, że ledwie omiatam wzrokiem wystawy – i te niemrawe zachęty, i te cukierkowo kolorowe atrakcje. Aż dziw, że nie wkroczyła tu dobra zmiana – nie żeby od razu z Wyklętymi, przynajmniej z Bolkiem i Lolkiem czy jakimś Reksiem – mocno przykurzonymi i w ogóle nie na czasie, ale przynajmniej naszymi, czysto polskimi. I nagle to niestarannie omiatające spojrzenie zatrzymało mi się na czymś nowym, na wystawie papiernika tuż koło mojej bramy jakiś komplet – piórnik, kredki, zeszyty – w nieco skromniejszej wersji kolorystycznej. Coś mi to jakby przypomina… Flaga węgierska? Włoska? A nieee… Jest i znaczek, to kolory pewnego klubu piłkarskiego. Po ostatnim meczu z Borussią chyba powinna być jakaś obniżka. Kontynuuj czytanie
Czarna wołga, brunatna fala i heurystyka dostępności
Przywykliśmy już do tego, że wszystko, co się w naszym kraju ostatnio wydarza, jedni komentują z oburzeniem, drudzy przemilczają bądź wyśmiewają oburzonych (w zależności od rodzaju wydarzenia – jedni mogą być drugimi i odwrotnie), pozostali zaś całą uwagę poświęcają na to, by ich komentarza nikt nie mógł, Boże broń, zaklasyfikować do twórczości jednych lub drugich, a przy okazji rzeczywistość im się jakby trochę wymyka. Człowiek, który chciałby jakoś tę rzeczywistość, w której przecież żyje, ogarnąć, zorientować się, na czym stoi, łatwo zatem nie ma. Kontynuuj czytanie