Kim jest społecznik? Po co są organizacje? Po co im federacje? – to pytania, na które wielu z nas ciągle nie znajduje odpowiedzi. Czasem społecznik to taki „działacz społeczny” z PRL-u, który jest zatrudniony jako KO-wiec! Czasem organizacja to taki biznes, w którym się trochę mniej zarabia, a federacje to nikomu nie potrzebne „czapki”, które wykorzystują działalność innych do swoich – nie do końca znanych – celów. A wydaje się to tak proste i tak oczywiste. W każdym razie oczywiste było dla społeczników 100 lat temu. Aby to pokazać, zacytuję fragment tekstu zamieszczonego w 1926 roku w „Kolarzu Polskim”, na który trafiłem, przygotowując informację o Warszawskim Towarzystwie Cyklistów na stronę historia.ofop.eu. Może kogoś skłoni do refleksji?
UWAGA: pisownia jak w oryginale.
Jedną z trosk człowieka, powstałą prawdopodobnie w chwili pierwszych łowów i wypraw dla zdobycia pożywienia, była sprawa stworzenia najidealniejszej formy organizacji współżycia. Oczywiście, zrzeszenie miało wtedy miejsce, gdy dawało uczestnikom widoczne korzyści; były one najsilniejszym bodźcem, łączącym ludzi i stanowiły mocny czynnik ładu i karności.
Te same dążenia, zmierzające do zdobycia najlepszych rezultatów i najwyższych celów, skłaniają i dziś, jak przed laty, do jednoczenia się społeczeństw i różnych jego odłamów w specjalne towarzystwa i związki, mające na celu krzewienie pewnych poglądów dla celów idealnych lub zgoła utylitarnych.
Jedną z takich idei, mających również względy praktyczne na celu, jest sprawa należytego ujęcia wielce ważnego zagadnienia, jakim jest wychowanie fizyczne. Cel jest wyraźny: zdobycie zdrowia i płynącego stąd zadowolenia osobistego i obywatelskiego. Drogi do osiągnięcia zamierzeń są różne; jedną z nich stanowi sport, posiadający liczne rozgałęzienia. Każdemu rozgałęzieniu hołdują jego zwolennicy; kilku zapaleńców tworzy zrzeszenie, aby w gromadzie łatwiej zwalczyć trudności i większą osiągnąć korzyść; ta gromada stanowi najniższą formę organizacji. Wyższą formą będzie — zespół zrzeszeń, tu radzą sprawniejsi i doświadczeni; najwyższy — związek, na czele którego stoją wybrani z tysięcy.
Tak stworzona organizacja buduje mądrą konstytucję i jasne regulaminy, opierając się na doświadczeniu, wyniesionym z praktycznych zastosowań danego sportu do życia. Zarząd związku jest radą pedagogiczną, wskazującą praktyczne metody, i sądem rozjemczym w sprawach spornych a niejasnych. Zarząd związku jest starszym bratem dla członków organizacji, jest pierwszym między równemi, jest prawodawcą i sędzią, a jednocześnie wykonawcą ich zleceń i obrońcą praw.
Tak pojęta demokratyczna jednostka organizacyjna jest miniaturą społeczeństwa, a będąc doskonałą szkołą życia obywatelskiego, spełnia swą rolę, wychowując jednocześnie w dwóch kierunkach: zdrowotnym i społecznym. Mózgiem ustroju organizacyjnego jest rada związku, dalszemi organami, towarzystwa i ich członkowie; wszyscy są związani ze sobą jedną ideą i tym samym wspólnym interesem; dążeniem do jednego celu przez wspólną pracę. Mózg bez swych organów jest bezwładny; organy bez mózgu — pyłem rozproszonym, nie mającym wspólnej drogi i tracącym energję na usiłowania. Ustrój żyje i potężnieje jedynie na zasadzie wzajemnej wymiany myśli i usług.
W tak pojętym ustroju niema miejsca dla pasożytów, które ze względu na interes ogółu muszą być usuwane. Schorzałe jednostki poddają się leczeniu. Silniejsi pomagają słabszym. Gdy harmonja panuje na wszystkich punktach, życie pulsuje w organizmie społecznym i napełnia go zadowoleniem. Zdobycze, osiągnięte przez jednego, promieniują i zostają przyswojone przez drugich. Umiejętność unikania błędów staje się powszechniejszą. Jednostka otrzymuje wzory pracy i nauczyciela, zrzeszenie ma wytknięte drogi ewolucyjnego rozwoju. Stosunki towarzyskie nabierają większej ciągłości i ciepła. Potrzeba wzajemnej pomocy zbliża do siebie ludzi i pomaga do spoistości organizacji na zasadzie nietylko interesu, ale i pewnego sentymentu. Gdy kultura jednych zostanie przejętą przez innych, organizacja stanie się zdolną do podjęcia prac nierównie większych niż poprzednie.
W tym stadjum rozwoju zaczyna się praca nazewnątrz. Związek może przystąpić do wykonania tego, co przedtym było niedościgłym pragnieniem. Olbrzymie przedsięwzięcia mogą być wykonywane bez wysiłku. Przedstawicielstwo sił, poza granicami Państwa, jest na wysokości zadania; zdolne do zwycięstw, umie ono nakazać szacunek dla barw reprezentowanych.
Dzisiejsze związki sportowe są wielką machiną, w której każde kółko powinno spełniać swoje zadanie z dokładnością matematyczną. W tak wielkiej organizacji niema miejsca na niedokładność i bezwład, wynikający z ciągłego opóźniania spraw. Kto szybko robi — ten dobrze robi, bo nie pozwala innym tracić czasu na zachęcanie lub przynaglanie do pracy. Taką wzorową organizacją stać się powinien wkrótce Związek Kolarski, bo ma już przeszłość zasobną w doświadczenie i niejeden laur na polu zwycięstw sportowych i organizacyjnych. Od samych kolarzy tylko zależy, aby nie opóźniać biegu prac i sprawnie działać w czasie właściwym. Niech każde Towarzystwo spełnia swój obowiązek a wysiłki ich uczynią spójnię Związku mocną i nierozerwalną.
KOMENTARZ: Dzisiejsze związki sportowe często odstają od ideału. Czy więc warto w działalności społecznej robić te kolejne kroki. Od działalności indywidualnej do grupowej, od niesformalizowanej do sformalizowanej, od działań jednej organizacji do współpracy między organizacjami? Zapewne zbytnia biurokratyczność i brak skutecznych mechanizmów demokracji może zniechęcać do rozbudowywania organizacji. Z kolei sukcesy takich dużych instytucji budzą nadzieję – może jest jakaś droga środka, która unika niebezpieczeństw i wykorzystuje możliwości?