Na ostatnim posiedzeniu Rady Działalności Pożytku Publicznego przy Ministrze Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej powołano 13 nowych członków ze strony pozarządowej. Jak? Mimo że jestem członkiem Rady, nie wiem. W maju pojawiło się ogłoszenie i oto są. A to nie koniec niezrozumialych wydarzeń, jakie obserwuję, odkąd mnie jesienią ubiegłego roku, jako reprezentanta strony samorządowej, do Rady powołano.
Fakt, ta kadencja trafiła na tak zwaną „dobrą zmianę”, wiadomo – zmiany w ministerstwie i w samym Departamencie Pożytku Publicznego. Do tego mam przeświadczenie, że Rada to na szczeblu rządowym najważniejszy organ w relacjach administracji publicznej (w tym samorządowej) i organizacji pozarządowych (osobiście wolę nazwę „obywatelskie”). Przeświadczenie wynikające z kilkuletniego bycia na pierwszej linii frontu, z „oblatywania” i wdrażania tzw. rozwiązań innowacyjnych we współpracy międzysektorowej i w dialogu obywatelskim, tym lokalnym oczywiście. Dlatego z posiedzenia na posiedzenie wstrzymywałem się z komentarzem i wygłaszaniem opinii, uznając, że pewnie jeszcze trochę na to wszystko jestem z głupi. Że dużo muszę się jeszcze nauczyć. No, i powiedzmy, że „100 dni minęło”.
Nabór nowych członków
Jak wspomniałem, nabór ogłoszono w maju tego roku i to był chyba ostatni przejaw jawności. w tej procedurze. Później nie spotkałem się nigdzie z sylwetkami kandydatów, nie było żadnej dyskusji na ich temat. I oto nagle w czerwcu ich powołano. Nikomu nic nie ujmuję i nowo powołanym gratuluję, ale gdzie zasady, ocena kandydatów, sposób podejmowania decyzji? I kto tę decyzję podjął? Ja znam przynajmniej dwie osoby (jedna z woj. śląskiego), które mają świetny dorobek i wszelkie dane, by w Radzie zasiadać. Dziwię się, też trzeciemu sektorowi, że to tak bez bólu przyjął. Gdzie interwencja OFOP-u, SPLOT-u czy innych federacji i związków? A może Rada nie jest już ważna?
Sposób pracy. A nie, nie ma sposobu pracy
Na początku warto podziękować zaangażowanym w prace nad nowym regulaminem Rady. Świetna robota. Tylko, że ja nie wierzę, że regulaminem coś zmienimy. Wiadomo – posiedzenia plenarne mają swoje ograniczone możliwości czasowe i organizacyjne. Po to jest w XXI w. tryb obiegowy i narzędzia elektroniczne, by z nich korzystać To, że po V kadencjach (!) Ministerstwo nie stworzyło dla członków platformy internetowej służącej do konsultowania projektów ustaw, która w łatwy sposób pozwala się wypowiadać, monitorować i kontrolować, co rada ustala, to wielka zagadka. Pozostaje stwierdzić, że albo to zbyt duże wyzwanie informatyczne, albo celowe zaniechanie. . Dodam, że obecnie posługujemy się tylko zwykłą pocztą elektroniczną. Już widzę, jak taki tryb będzie działał przy rozszerzeniu rady.
Konsultowanie i dialog. Kto kogo ma uczyć?
Rozporządzenie z wzorami do konkursów gdzieś tam już podobno jest w Rządowym Centrum Legislacji. Nie widomo tylko, w jakiej wersji. To dotyczy całego – moim zdaniem bardzo nieuporządkowanego i szkodliwego – procesu konsultacji w ramach prac Rady. Kieruje się coś do Rady, by wydała opinię, a jednocześnie jest to konsultowane z innymi środowiskami, a dodatkowo jeszcze uzgadniane z resortami. Czasem „coś” z Ministerstw trafia np. na Komisję Wspólną Rządu i Samorządu, a dotyczy bezpośrednio relacji organizacje pozarządowe – samorząd, a dopiero później na Radę Pożytku (kolejność powinna być chyba odwrotna). Nie wchodząc w szczegóły, chciałbym tylko zwrócić uwagę, że regulaminy konsultacji społecznych czy przygotowywania Rocznych Programów Współpracy w wielu samorządach lokalnych pozwoliły na wypracowanie naprawdę logicznych i fajnych procesów – choć wiele pewnie trzeba jeszcze poprawiać. To jednak, co reprezentuje system funkcjonujący w Radzie, to totalne nieporozumienie. Zwykły bałagan, chyba, że bałagan jest celem tego systemu. W każdym razie proponuje administracji rządowej uczyć się od samorządów, a nie pouczać samorządy i je ograniczać np. poprzez wykładnie Nadzorów Prawnych poszczególnych Wojewodów.
Dwa ośrodki władzy – wyraźny konflikt
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gołym okiem widać spór po stronie rządowej. Ministerstwo broni swoich kompetencji i umocowania Rady, Pełnomocnik ds. Społeczeństwa Obywatelskiego (o sprawach równości nie ma nawet co wspominać) próbuje się w rządzie ułożyć i znaleźć dla siebie miejsce – w postaci Narodowego Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Wykorzystał już to, co trzeci sektor od lat postulował i co pojawiło się w Strategicznej Mapie Drogowej Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego (dla mnie jako realizatora lokalnie polityk publicznych strategii najważniejszej, bo przez „lud przygotowanej”). Boję się, że sytuacja w Radzie będzie teraz bezwzględnie wykorzystana do rozgrywek i próby umocowania Narodowego Dialogu Obywatelskiego. Boję się, że sektor obywatelski (którego częścią także się czuję) dał się już w tę grę wmanewrować. Osobiście uważam, że powinniśmy uznać, że jedynym dokumentem, który chcemy realizować i wdrażać, jest Mapa Drogowa, że Radę Pożytku trzeba reformować, a Rada Dialogu musi funkcjonować na zupełnie innym poziomie i nie ma między nimi konfliktu (w rządze pewnie jest, bo gdzieś trzeba znaleźć kasę). Niestety, uważam też, że z „dobrą zmianą” trudno w ogóle rozmawiać o dialogu obywatelskim.
P.S. Przedstawione myśli to moje prywatne poglądy.
Zgadzam się z większością tego co napisał Piotr Drygała. Mi osobiście brakuje przekonania po stronie rządowej, że to jest ICH ciało doradcze. Przynajmniej ja tego przekonania nie zauważam. O ile praca w zespołach potrafi być ciekawa i merytoryczna to spotkania plenarne to często marnowanie czasu wszystkich osób uczestniczących. Jedyne do czego mogę zachęcić wszystkie osoby zasiadające w Radzie to do przyjeżdżania na spotkania zespołów i branie udziału w dyskusjach na nich! Do aktywności. Spotkania plenarne chyba można sobie darować, jeśli ktoś oczekuje pogłębionej i ciekawej dyskusji nad konkretnymi zagadnieniami.