„żal, że tak bogata dziś już dziedzina pracy ludzkiej nie jest należycie jako całość steoretyzowana. (…) Jeżeli mogą istnieć nauki o państwie, o samorządzie, to czemuż nie może się rozwijać nauka o stowarzyszeniach. Nie powinniśmy jej ignorować w imię faktu, że w ślad za pogłębieniem teoretycznym idą i doświadczenia praktyczne. Mamy pewne zadatki ku temu w wielu dziełach naszych wybitnych pisarzy (Skarga, Staszic, Libelt, Milewski) – trzeba ich myśli wyławiać, łączyć, rozwijać i tworzyć całość”
Cezary Łagiewski, „Z teorji i w sprawie teorji stowarzyszeń” 1920
Droga Kingo!
Swojego czasu na walnym Stowarzyszenia Dialog Społeczny ustaliliśmy, że spróbujemy podjąć – w formie publicznej wymiany zdań – ciekawiące nas kwestie i doprecyzować uwspólnione lub różniące nas poglądy. Dlatego zwracam się do Ciebie z propozycją podjęcia dyskusji na temat prawa o stowarzyszeniach. Ale nie chodzi mi tylko o naszą ustawę, tę, której nowelizacja była uchwalana przy tak żywym Twoim udziale. Chodzi mi o coś więcej, o znacznie więcej. O rozmowę na temat, z jednej strony, prawa (czy też wolności) obywatela do zgromadzeń i koalicji, z drugiej – wpływu (dobrego lub złego) uregulowań tej kwestii. Tu konieczna jest – jak mi się zdaje – choćby odrobina analizy porównawczej. I to zarówno dzisiejszych różnych rozwiązań, jak i historycznych odniesień.
Historia magistra vitae?
Jeżeli przyjmiemy, że z dotychczasowych doświadczeń można próbować czerpać wiedzę o świecie, o tym, jakie skutki przynoszą różne regulacje, jak praktyka wypacza teorię, to akurat Polska może być dobrym – jak w warunkach laboratoryjnych wręcz – przedmiotem badań. W czasach, gdy tworzyła się współczesna nauka, współczesne instytucje, zwyczaje, podzielona na trzy zabory (a w praktyce na znacznie więcej części), funkcjonowała pod różnymi systemami prawnymi, podejmując bardzo podobne wyzwania. Samoorganizacja była tworzona na mocy tych samych potrzeb, a jej formy zależały w dużej mierze od zewnętrznych uwarunkowań.
Prawo i jego stosowanie
W opracowaniach dotyczących stowarzyszeń, opisując prawo do zrzeszania się, poza podaniem głównych aktów prawnych i omówieniem podstawowych kwestii, niewiele się mówi o praktyce. Weźmy książkę Pawła Suskiego, „Stowarzyszenia i fundacje” (Warszawa 2011), której fragment jest udostępniony na stronie księgarni (ja mam wcześniejszą wersję „Stowarzyszenia w prawie polskim”, Warszawa 2002). Fragment dotyczący zaboru pruskiego wydaje się niewiele wyjaśniać w kontekście polskiej walki o prawo do samoorganizacji – co pokazują np. umieszczone ostatnio na naszej stronie historia.ofop.eu fragmenty Historii polityki narodowościowej w Prusach 1815-1908, gdzie np. wolnościowe zmiany, liberalnej – wydawałoby się – ustawy z 1908 roku były element walki z mniejszością.
Jeszcze bardziej zagmatwane są losy stowarzyszeń w Królestwie Polskim (a pamiętaj, że Twój Białystok był już poza granicami Królestwa i podlegał innym prawom). Zazwyczaj mówi się o prawie o stowarzyszeniach dopiero od 1906 roku. I to nie była wcale prosta sprawa, na co wskazuje np. ówczesny komentarz do ustawy Wacława Makowskiego “Prawo o stowarzyszeniach, związkach i zgromadzeniach publicznych. Z dodaniem orzeczeń Senatu, cyrkularzy ministerialnych….”, który pokazuje, jak uznaniowo działała administracja carska. A przecież super ciekawe jest to, co działo się także to co było przed 1905 (rejestracja na statutach wzorcowych), ale i rozwiązania sprzed 1864, gdzie np. z działalności dobroczynnej w Królestwie tylko Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności (działało pod specjalna ustawą) było wyłączone spod nadzoru finansowego Rady Głównej Dozorczej Szpitali…
Dylemat
No i po co ja to piszę do Ciebie? Nie liczę oczywiście, że każdą wolną chwilę urlopu macierzyńskiego, poświęcisz na zbieranie materiałów na temat prawnych aspektów funkcjonowania zrzeszeń na terenach polskich w XIX wieku. Raczej prosiłbym Cię o refleksję nad tym, czy zebranie takich materiałów mogłoby w jakimś stopniu przyczynić się do wzrostu naszej samoświadomości wśród działaczy organizacji. Jednym słowem, czy taka wiedza może być w jakimś sensie pomocna? A możesz na to spojrzeć i okiem praktyka, i prawnika, i osoby, która działa w stowarzyszeniu i brała udział w procesie legislacyjnym. Myślę, że Twoje zdanie może tu mieć znaczenie