Jak promować 1%?
Nie wiem, jak Wy uważacie, ale dla mnie 1% podatku to rodzaj prawdziwego budżetu partycypacyjnego, w którym obywatele – poprzez organizacje pozarządowe – wspomagają działalność rządu. Oznacza to – w idealnym świecie – że o ile rząd np. wydaje za mało (według obywateli) na politykę kulturalną, to obywatele mogą wesprzeć właśnie te działania. Rząd daje za mało na zdrowie, na kontrole społeczną? Możemy spowodować, że choć trochę skorygujemy jego plany, wspierając organizacje, które robią to, co my obywatele uważamy za ważne. Nie chodzi o pomoc konkretnej osobie, konkretnej szkole. Chodzi o to, aby wspierać zmiany, które zmienią rzeczywistość, aby nam wszystkim było lepiej. Chodzi o zmiany systemowe. Tyle że nie jest to takie proste.
Po pierwsze – podatnik
I żeby było jasne, jest on pierwszy nie dlatego, że podatnik-decydent jest najwazniejszy, ale że jest największym problemem. On – w większości – kiedy już zrozumiał, że część podatku może przeznaczyć na co chce, to oczywiście myśli, jak to chytrze przeznaczyć na siebie, swojego syna, wnuczkę, albo chociaż na jakąś konkretną osobę, która mu będzie wdzięczna. Możesz mu próbować tłumaczyć, że to nie są jego pieniądze – bo to już nasze wspólne pieniądze i trzeba je wydać na wspólny cel. Możesz go nawet zapytać, czy wolałby, żeby sąsiad wspólne (a więc także i jego ) pieniadze wydał na siebie czy na coś, co byłoby dobre dla wszystkich? Ale on nawet nie tyle, że się z Tobą nie zgodzi, on Cię nawet do końca nie wysłucha. On wie, że jego chata z kraja, że jak sam o siebie nie zadba, to nikt tego nie zrobi. I gadaj do ściany. On woli nie dać (zostawić tę decyzję innym), niż dać na coś, co nie przyniesie mu widocznych, wymiernych korzyści…
Po drugie – organizacja
Ale jak tu wymagać od prostego obywatela, kiedy często sama organizacja, ten „obywatel zorganizowany”, nie do końca to rozumie. Zarejestrowała się jako OPP, nie poświęcając nawet godziny, by zastanowić się, co dokładnie ten pożytek publiczny znaczy. Traktuje jeden procent jak darowiznę i zupełnie się nie przejmuje, że wpłacana część podatku nie przyczynia się do systemowej zmiany. Więcej, część z tych organizacji wręcz żeruje na słabej „obywatelskości” obywatela, zachęcając go do zbierania na siebie, swoich znajomych, swoje dziecko, szkołę swojego dziecka. Albo pozwalając mu – bez żadnego z jego strony poświęcenia – czuć się darczyńcą. By poczuł, że swój chrześcijański obowiązek już spełnił, podzielił się z potrzebującym, cóż tego, że nie z własnej kieszeni…
Po trzecie – system
Niestety, system nie wspiera racjonalnego wydatkowania środków. Po pierwsze – to, co się określa w ustawie pożytkiem publicznym, obejmuje właściwie wszystko. Więc jeśli ktoś prowadzi od dwóch lat szkółkę walki drewnianym mieczem dla trzech osób, to oczywiście realizuje pożytek publiczny, do którego państwo polskie powinno się dokładać. A co – stać nas! Tak oto, ponieważ właściwie każda organizacja spełnia warunek działania w obszarze pożytku publicznego, to te już posiadające OPP są od sasa do lasa. Posiadanie statusu miało zwalniać obywatela z konieczności dokładnego sprawdzania organizacji – miał to robić sąd i właściwy minister. Ale tego nie robią, więc obywatel jest bezradny i nie ma najmniejszej pewności, że przekazując pieniądze z własnego (a więc wspólnego) podatku, przeznacza je naprawdę na pożytek publiczny.
Jeśli dodamy do tego nietransparentność działań w obszarze polityk państwa – cóż, że mamy nawet dostęp do informacji, jeżeli z tych informacji niewiele wynika – to jak mamy zadecydować, co niefinansowane przez państwo warte jest wsparcia. Medialnie państwo wspiera, na wszelki wypadek, wszystko co trzeba. Oczywiście w teorii. W praktyce polityka państwa jest jak ser szwajcarski i gdyby nie np. działalność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, to w wielu szpitalach pomoc w niektórych obszarach byłaby też… teoretyczna. Trudno jednak powiedzieć, czy społeczne zaangażowanie uzupełnia działania państwa, czy raczej zastępuje nieefektywność systemu państwowego.
Jak więc partycypować w budżecie?
Co więc powinien zrobić świadomy, dobry obywatel, który chciałby:
- przyczynić sie do uspołecznienia państwa poprzez odebranie urzędnikom decyzji choć w sprawie 1 procenta swoich podatków, a także
- przyczynić się do dobra wspólnego poprzez racjonalne współdecydowanie o budżecie państwa?
Na razie gra w coś na kształt Totolotka, i to na chybił trafił. Nie wie, czy organizacja, której daje pieniądze, działa dla dobra wspólnego, nie wie, jakie są rzeczywiste potrzeby społeczne, które nie sa zaspokajane przez budżet państwa. Działa więc po omacku, a ja mam wrażenie, że organizacje nie starają się nawet mu pomóc. Nie ma analiz, rankingów, porównań… A może by się przydały?