O więcej niż niepodległość…
obywatelskie fundamenty II Rzeczypospolitej
W rocznicę 100-lecia odzyskania niepodległości powraca ważne pytanie: po co nam historia? Czy tylko „ku pokrzepieniu serc”, potrzebna jako symbol, mit do uprawianie polityki historycznej? Jeśli tak, to zupełnie wystarczy nam nasza niewiedza, kilka ogranych frazesów, kilka nazwisk, jedna data i dominująca perspektywa Warszawy… Oczywiście można i tak. Jednak można – i, moim zdaniem, trzeba – zmierzyć się z tamtą historią. Zobaczyć tamte wydarzenia w kontekście dzisiejszych dylematów. Poobalać mity, które dziś tak jednoznacznie pozwalają przyznawać rację stronom ówczesnego konfliktu, wskazać inny niż utrwalony sposób myślenia, argumentować. Jeśli nie spróbujemy spojrzeć na historię odzyskania niepodległości własnymi oczami, będziemy musieli się zadowolić narracją oficjalną. Warto więc chyba trochę czasu tej historii poświęcić… My chcielibyśmy zwrócić uwagę na trzy aspekty i zachęcić Was do przyjrzenia się im z poziomu faktów.
O o walczyli?
W haśle „O wolność i niepodległość” tkwi wyraźne rozróżnienie. Nie ma wolności bez niepodległości i nie ma niepodległości bez wolności. Gdy próbujemy mówić o ideach przyświecających tym, którzy zabiegali o niepodległość, nie możemy zapominać o różnicach światopoglądowych, o tym, jak różnie rozumiano ten wspólny cel i jak różnymi drogami próbowano do niego dojść. Często – szczególnie wśród polityków – nie było mowy o jedności, jedni wyzywali drugich od zdrajców, zmieniali sojusze. Niepodległość nie była zatem efektem jednego projektu, lecz wynikła z ucierania się różnych sił i koncepcji.
Główny bohater – obywatele
Dziś, dla prostoty wywodu, wynosimy zasługi wielkich przywódców i dowódców, jako tych, którzy dokonali niemożliwego. Prawda jest jednak znacznie ciekawsza. Niepodległość przygotowali, a następnie ją obronili obywatele. Nie wszyscy, nawet nie większość, ale tych aktywnych było na tyle dużo, że się udało. Bez tysięcy ofiarnych społeczników, bez setek inicjatyw obywatelskich zabiegi wojskowych i polityków nie mogły być skuteczne. Czas przypomnieć rolę, jaką odegrali obywatele, którzy walczyli nie tylko o wolną Polskę, ale też o wolnych Polaków…
Wymiar lokalny
Jeśli na chwilę przestaniemy się zachwycać wielką polityką (np. ustaleniami traktatu wersalskiego), bohaterstwem żołnierza polskiego (np. walczącego w armii rosyjskiej przeciw wojskom austriackim lub w armii austriackiej przeciwko wojskom rosyjskim), to okaże się, że „najdłuższa wojna nowoczesnej europy” (ta nazwa, stworzona dla zaboru pruskiego, bardzo tu pasuje) stoczona została przede wszystkim przez obywateli i obywatelki (szczególnie pozytywna rola tych ostatnich jest – w kontekście skupiania się na polityce i militariach – niedoceniana) i przez nich została wygrana. To, że śmietankę chwały spijały później „wybitne osobowości”, to raczej chichot historii niż docenienie prawdy historycznej. To obywatele – i to w dużej mierze lokalnie – dokonali tego cudu. Jeżeli dziś nie chcemy pamiętać o tysiącach komitetów czy rad, w których obywatele sami – czasem w ostrych sporach – tworzyli wolną i niepodległą Polskę, to świętujemy nie odzyskanie niepodległości, ale jej zafałszowanie.