Dyskusje na temat pracowników w organizacjach pozarządowych odżywają co rusz. Pisałem już o tym. Zazwyczaj pojawiają się dwa stanowiska. Według pierwszego organizacje to tacy sami pracodawcy jak inni i należy pilnować, by – pod płaszczykiem działalności społecznej – nie wykorzystywały pracowników. Drugie zaś stwierdza, że niezależnie od wszystkiego, praca w organizacji nie jest tym samym co praca w fabryce i nie można jej traktować jedynie jako pracy na etacie. Odrzucając sytuacje oczywiste – czyli, z jednej strony, na przykład, taką, kiedy to instytucja pozarządowa, powiedzmy – szkoła, zatrudnia kogoś do sprzątania, czy – z drugiej – taką, kiedy organizacja działająca tylko wolontaryjnie nie ma ani złotówki na koncie, warto szukać zdroworozsądkowych odpowiedzi. I tu trafiłem na pewien ciekawy moment w historii Towarzystwa Gimnastycznego Sokół u samych jego początków. I myślę, że to przykład wart refleksji.
Jak się udało nie skomercjalizować Sokoła?
Towarzystwo działa już tylko we Lwowie. Nikt jeszcze nie wie, że w oparciu o jego doświadczenia powstanie masowy ruch Sokoła polskiego, działający nie tylko na terenach walczącej o niepodległość Rzeczypospolitej, ale i w Europie, i w Ameryce. Być może historia ta mogła się skończyć inaczej, niż się skończyła, bowiem po trzech latach działalności nastąpił w organizacji kryzys. Dodatkowo do spadku członkostwa, prób upolitycznienia doszły jeszcze „zatargi z ciałem nauczycielskiem”. Historię tę podaję za stroną historia.ofop.eu.
„Nauczycieli było pięciu (…) Wobec skarg dyrekcji szkolnych i rodziców na zaniedbania w nauce gimnastyki, Wydział [odpowiednik dzisiejszego zarządu – przyp. PF] widział się zmuszonym usunąć najbardziej niedbałego z nich. Wówczas wszyscy opuścili swe stanowiska, żądając zupełnej niezawisłości, na co Wydział, oczywiście, zgodzić się nie mógł i rezygnację ich przyjął. – Rozpisano niezwłocznie konkurs na dwie posady nauczycielskie, lecz narazie szkoła została bez nauczycieli. Na pomoc Sokołowi przyszedł Jan Piasecki, brat d-ra Wenantego, członek Wydziału. Podjął się on przy pomocy Truskawieckiego i Wasylewskiego prowadzenia zastępczo ćwiczeń męskich, żeńskie zaś objął Achiles Marie.
Z dziesięciu otrzymanych na rozpisany konkurs zgłoszeń, Wydział wybrał zgłoszenie Smolichowskiego, który ukończył szkołę gimnastyczną w Berlinie. Smolichowski jednak po dwudniowym pobycie zrezygnował i wyjechał. Ponieważ Szytyliński zgłosił się o ponowne przyjęcie, przeto Wydział powierzył mu tymczasowo kierownictwo szkoły, dla oddziałów zaś żeńskich przyjął nauczycielkę, p. Kasperską. (…)
Szytyliński, mianowany tymczasowym kierownikiem technicznym, prowadził naukę gimnastyki do końca 1872 r. z przerwą trzymiesięczną. Lecz Wydział nie ustawał ani na chwilę w poszukiwaniach odpowiedniejszego kandydata i w tym celu zwrócił się o pomoc do Sokoła praskiego, który na to stanowisko zaproponował Franciszka Hochmana, słuchacza prawa i naczelnika Sokoła na Śmichowie. Hochman przyjął zaofiarowane mu stanowisko i z dn. 1 maja 1873 r. objął kierownictwo szkoły. Z jego przybyciem nauka gimnastyki weszła na właściwe tory.
Wykształcony teoretycznie i praktycznie w szkole Mirosława Tyrsza, Hochman zajął się gorliwie wprowadzeniem do Sokoła lwowskiego systemu, stosowanego w Sokole Czeskim. Reformy swe rozpoczął od zniesienia wynagrodzeń, jakie pobierali przodownicy. Nie zraził się tem, że przodownicy nie chcieli się na to zgodzić i przenieśli się do szkoły gimnastycznej Madeyskiego. Wybrał z pomiędzy ćwiczących kilkunastu zdolniejszych i chętnych i zaczął ich kształcić teoretycznie i praktycznie. Usystematyzował naukę gimnastyki, ożywił i urozmaicił ćwiczenia – słowem wniósł nowe życie na salę ćwiczebną. Pod względem technicznym Towarzystwo nakoniec mogło być spokojne, tembardziej, że Hochman umiał przygotować godnych siebie następców. I gdy w r. 1875 Hochman opuszczał Sokoła lwowskiego, Towarzystwo nie potrzebowało już szukać następcy po za granicami kraju, gdyż pomiędzy uczniami Hochmana znalazł się Sokół, który gimnastykę i sokolstwo postawił sobie za cel życia. Był nim Antoni Durski (…). [Więcej]
Tak się zastanawiam czy część organizacji nie zyskałaby na ideowości, gdyby – choćby na chwilę – zrezygnowała z płatnych pracowników.